“Iluż to ludzi mówi: wprawdzie Jezus kazał miłować nawet wrogów, ale ja swojego byłego męża, czy szefa w pracy, czy sąsiada to muszę nienawidzić, taki to podły człowiek. Nie mam innego wyjścia. Bóg zakazał rozwodów, ale w moim przypadku musiałem zostawić rodzinę i związać się z kimś innym. Czyli zgadzam się w pełni z nauką Jezusa, ale ja mam taki wyjątkowy układ, który zmusza mnie do złamania Bożego prawa.
Takie zakłamanie przypomina sytuację, w jakiej znajdują się widzowie w sali kinowej. Na ekranie może być przedstawiana jakaś wielka bitwa: krew się leje, jedni giną, inni bohatersko walczą, a widz siedzi sobie w wygodnym fotelu, popija Coca-Colę i chrupie chipsy. Może być nawet bardzo przejęty akcją filmu, mogą mu nawet dreszcze przechodzić po plecach, może mieć łzy w oczach, ale on wie, on dobrze wie, że nawet ziarnko piasku z pola tej bitwy nie spadnie na niego, nawet jedna kropelka krwi go nie pobrudzi. Przecież to tylko kino, to tylko film. Podobnie może być i z chrześcijaństwem. Można przeżywać głęboko nabożeństwa i modlitwy. Z wypiekami na twarzy czytać pobożne książki i słuchać kazań. A potem wraca się do swojego rzeczywistego świata, a tam są te tak zwane wyjątkowe sytuacje, gdzie trzeba używać antykoncepcji, gdzie trzeba kopiować nielegalne programy i filmy”.
Bazylika św. Krzyża w Warszawie, 13 maja 2007 r.
Fot. Pexels/pexels.com