Homilia wygłoszona 25 marca 2020 r. podczas Mszy Św. pogrzebowej ks. Piotra. Księdza żegnał najlepszy przyjaciel – ks. Bogusław Kowalski. Pod nagraniem wersja tekstowa.
Kiedy śledziliśmy jego życie, mogło się wydawać, że u niego trwa nieustanny triumfalny wjazd z Jezusem do Jerozolimy, taka nieustanna Niedziela Palmowa. Owacje, podziękowania, wdzięczność, oklaski. Ileż tego było. Czuł się czasem naprawdę zawstydzony.
– ks. Bogusław Kowalski –
Piotr swój ogród oliwny miał później, jakby na końcu drogi krzyżowej. Mówił do mnie: “Boguś rozumiem, że muszę cierpieć, ale jedna choroba Parkinsona by Panu Bogu nie wystarczyła? Dlaczego jeszcze ta boleśniejsza, na kręgosłup? Dlaczego dwie choroby?”. A jak wiemy, umarł na trzecią… “Boguś, dlaczego? Ja już nie wyrabiam z bólu”.
Ruszył 35 lat temu z Panem Jezusem na Golgotę.
– ks. Bogusław Kowalski –
Odchodzi przy prawie pustym kościele. Gdy św. Jan Paweł II umierał, znakiem jedności były miliony na ulicach. Dzisiaj znakiem jedności i odpowiedzialności jest prawie pusty kościół i puste ulice.
– ks. Bogusław Kowalski –
Ksiądz nigdy nie powinien zasłaniać Pana Boga, ale prawdą jest to,
że w dobrym księdzu łatwiej ukochać Pana Boga, przez dobrego księdza łatwiej w Boga uwierzyć.
– ks. Bogusław Kowalski –
INFORMACJE O NAGRANIU
Termin: 25 marca 2020 r. | Miejsce: Kościół pw. Nawiedzenia Najświętszej Marii Panny, Warszawa, Przyrynek | Autor nagrania: Archidiecezja Warszawska
Czcigodny Księże Kardynale Kazimierzu, Księże Proboszczu, drogi bracie Ryszardzie, czcigodna siostro Mario, wszyscy bracia i siostry, którzy łączycie się z nami za pośrednictwem mediów.
15 lat temu, w pierwszy dzień Świąt Wielkanocnych, ks. Piotr zadzwonił do mnie i poprosił o zastępstwo. Mówił do mnie “Boguś, leżę chory, biorę antybiotyki, mam wysoką gorączkę, a pojutrze mam mieć konferencję na Jasnej Górze do maturzystów. Zastąp mnie, proszę.”. Głębszy oddech. Zastąpić Piotra. Myślę, że wszyscy księża rozumieli moje obawy. Jedyna rzecz, która mi przyszła wtedy do głowy, to po prostu stanąć przed maturzystami na Jasnej Górze i po prostu uderzyć w pokorę. I tak zrobiłem. Kiedy ponad tysiąc osób się zgromadziło w kaplicy św. Józefa, powiedziałem “Wiem. Wiem, że poza tym, że zawierzacie swoją maturę Matce Bożej, to jeśli chodzi o konferencję, wszyscy przyszliście dla Pawlukiewicza. Ale ksiądz Piotr leży chory, ja mam go zastąpić”. Tak jakby kibice przyszli na stadion, bo miał grać Messi czy Ronaldo, a w zasadzie pojawił się tylko pierwszoligowy, przeciętny piłkarz. Prosiłem ich wtedy o wyrozumiałość i dzisiaj proszę o to samo.
Parę lat temu w mojej katedrze, na Pradze, był koncert. Ekipa techniczna przygotowywała koncert i jeden pan z obsługi technicznej, wnosząc kolumny, mikrofony powiedział do mnie: “Proszę księdza, byłem parę lat w Holandii. Widziałem, że tam w kościołach są obrotowe prezbiteria. Jak jest msza święta czy nabożeństwo, to jest ołtarz, ambona. A jak w piątki czy w sobotę robią wieczorami koncerty, to tak jak w teatrze – guzik, prezbiterium się obraca o 180 stopni i są kolumny, mikrofony i są koncerty. Gdyby budować takie prezbiteria w polskich kościołach, to by się młodzież przyciągnęło do Kościoła”. Uśmiechnąłem się i powiedziałem “Drogi panie, to nie o to chodzi, żeby fajerwerkami wtłoczyć w mury kościoła. To nie jest przyciągnięcie do Kościoła. Najmilsi, chrześcijaństwo to nie są fajerwerki. Kościół to nie fajerwerki, bo Pan Bóg nie jest fajerwerkiem.
Kiedy Pan Jezus jako Syn Boży nauczał, mówił: “Ja jestem drogą, prawdą i życiem”. “Kto spożywa moje Ciało i pije Krew moją, ma życie wieczne”.
“Kto jest bez grzechu, niech pierwszy rzuci w nią kamienie”. “I ja cię nie potępiam”.
“– Wierzysz, że mogę to uczynić? – Tak, wierzę, Panie”. I uzdrawiał.
“Ile macie chlebów? Każcie ludziom usiąść”. I nasycał tłumy.
“Ona nie umarła, tylko śpi. Talitha Kum! Mówię ci, wstań”.
Ale i wołał Pan Jezus ostro: “Plemię żmijowe!”. Do Piotra: “Zejdź mi z oczu szatanie, bo nie myślisz o tym, co boskie, ale o tym, co ludzkie”. I zawstydzony apostoł pochylił głowę.
Mówił Pan Jezus “Ja jestem dobrym pasterzem i znam swoje owce, a moje Mnie znają. Dobry pasterz oddaje życie za swoje owce”.
“– Ile razy, Panie, mam przebaczać? – Nie mówię ci, Piotrze, siedem, ale aż siedemdziesiąt siedem razy”.
“Syn człowieczy będzie wydany”.
I pytał “– Piotrze, czy miłujesz mnie bardziej, aniżeli ci?”.
“Kto mnie poznał, poznał i mojego Ojca”
A Bóg Ojciec mówi: “Nie będziesz miał bogów cudzych przede mną. Nie będziesz brał imienia Pana Boga nadaremno. Pamiętaj, abyś dzień święty święcił. Czcij ojca i matkę swoją. Nie zabijaj. Nie cudzołóż. Nie kradnij. Nie mów fałszywego świadectwa przeciw bliźniemu swemu. Nie pożądaj żony bliźniego swego, ani żadnej rzeczy, która jego jest.”.
Piłat pytał: “– Czy ty jesteś królem? – Tak. Ja się na to narodziłem. Bo nie chcę śmierci grzesznika, ale by się nawrócił i miał życie”.
Dlaczego ksiądz Piotr był tak kochany? Był odblaskiem głosu Jezusa, tak jak każdy kapłan być powinien. Ale był szczególnym odblaskiem. Czy podawał ludziom tylko cukierki? Czy rozwadniał ewangelię, żeby się przypodobać? Czy zachęcał do drogi na skróty? Czy dawał łatwe recepty? Czy dlatego, że był fajny, że dowcipkował? To były dodatki – poczucie humoru, uśmiech, jego błyskotliwość. To były tylko dodatki, ale kochaliśmy go za to, że był odblaskiem głosu Jezusa Chrystusa. Kiedy było trzeba, to tak jak Jezus mówił “Niech pierwszy rzuci w nią kamieniem, kto jest bez grzechu”. I mówił Jezus przez niego. Wystarczy poczytać różne wpisy, komentarze tych, którzy go słuchali.
W pierwszej parafii, gdzie go namówiłem na rekolekcje, w Żyrardowie, kiedy prowadził rekolekcje, jedna z moich parafianek ówczesnych, w średnim wieku kobieta, przyszła do mnie po rekolekcjach i mówi “Proszę księdza, dlaczego ksiądz Piotr, który tak pięknie mówi, dlaczego uwziął się na mnie? On mówi tylko do mnie. Dlaczego on tylko… Przecież on mnie nie zna! Trafia w samo sedno, ja aż się kulę, a najchętniej bym zasłoniła twarz ze wstydu. Skąd on zna moje zachowania, odruchy, słabości?” Mówiłem jej: “On mówi do wszystkich, tylko celnie trafia. Ale mówił, trafiając w samo sedno, nie po to, żebyśmy się kulili, ale żebyśmy się właśnie wyprostowali dzięki łasce Bożej i Bożemu miłosierdziu”.
Kiedy śledziliśmy jego życie, mogło się wydawać, że u niego trwa nieustanny triumfalny wjazd z Jezusem do Jerozolimy, taka nieustanna Niedziela Palmowa. Owacje, podziękowania, wdzięczność, oklaski. Ileż tego było. Czuł się czasem naprawdę zawstydzony.
A Jezus po Ostatniej Wieczerzy, w ogrodzie oliwnym, zlany krwawym potem wołał: “Ojcze, jeśli możliwe, oddal ode mnie ten kielich. Ale nie moja, ale Twoja wola niech się dzieje”.
Piotr swój ogród oliwny miał później, jakby na końcu drogi krzyżowej. Mówił do mnie: “Boguś rozumiem, że muszę cierpieć, ale jedna choroba Parkinsona by Panu Bogu nie wystarczyła? Dlaczego jeszcze ta boleśniejsza, na kręgosłup? Dlaczego dwie choroby?”. A jak wiemy, umarł na trzecią… “Boguś, dlaczego? Ja już nie wyrabiam z bólu”.
Ruszył 35 lat temu z Panem Jezusem na Golgotę. Dużo mówił o krzyżu, ale wołał na początku kapłaństwa, w Wielkim Poście, tuż przed Wielkim Tygodniem “Nie daj Boże, żebyś Wielki Piątek przybijał Jezusa kieliszkami do krzyża.” Ale po ludzku, jak się jest na kapłańskiej życiowej fali, młody silny, energiczny, inteligentny, porywający tłumy. Ale jednak to poważnie traktuje – swoje życie, swoje powołanie. Nigdy od krzyża nie ucieknie i Piotr również nie uciekł od Krzyża.
I po ludzku – zaczęło się od pierwszej stacji, kiedy pojawił się wyrok choroby. Ciśnie się na usta “niesłuszny”. No bo dlaczego? Tysiące pytań do Pana Boga “dlaczego?”. Ale przyjął ten krzyż i poszedł z tym krzyżem
Wiemy, jaka jest trzecia, i siódma, i dziewiąta stacja. Dlatego odczytam początek jego testamentu.
“Bogu wszechmogącemu wyrażam wdzięczność za dar życia, dar wiary, dar kapłańskiego powołania. Ufam w ogrom Bożego miłosierdzia, które niejednokrotnie ratowało mnie od tragedii, gdy w swej pysze i duchowej ślepocie igrałem ze złem. Proszę wszystkich o wybaczenie tego, co im zawiniłem, tego, czym ich zgorszyłem, czym zadałem im ból. Wybaczcie mi moją pychę, zarozumiałość. Proszę, polecajcie mą duszę Bożemu miłosierdziu.”
Przy czwartej stacji w swoim życiu nieustannie spotykał Matkę Bożą, a ona “wszystkie te sprawy zachowywała i rozważała w sercu swoim”. Dobrze wiemy, że bez tego, co czyniła Maryja, a którą starał się naśladować w tym, nie byłby tym, kim jest i był. Wiemy, że bez modlitwy, bez oddania maryjnego niewiele można wskórać. Ile razy jak Cyrenejczyk pomagał nieść krzyż innym, ale potem, ilu było Cyrenejczyków w jego życiu, żeby mu ulżyć? Sam by nie dał rady. Ocierał łzy ludziom przez cały kapłańskie życie, a potem sam wyciągał ręce, by inni przychodzili mu z ulgą.
W swojej chorobie, o której nie chciał mówić: “nie płaczcie nade mną, ale dobrze wychowujcie swoje dzieci, dawajcie im Boga i módlcie się za te dzieci”, a sam długo ukrywając swoją chorobę nie chciał o tym mówić.
Kiedy patrzyłem, jak już sobie nie daje rady, wtedy dołączyłem do grupy tych, którzy chcieli mu pomóc, zachęcając “Piotrze, może do domu dla księży seniorów, tam będziesz miał opiekę”. Byłem pierwszy, który odważyłem się mu to powiedzieć. Spojrzał na mnie. “Kowal i ty mi to mówisz? Ty, który wiesz, co to znaczy mieć dobry dom. A wiesz, że w domu się inaczej choruje”. Wtedy nie żałowałem tego, że mu to powiedziałem. Dzisiaj jest mi wstyd.
Z biegiem lat, zdany na dobre serce ludzi, pokornie prosił o pomoc. A kiedy już naprawdę nie miał siły, mówię: “Piotrek, odpuść, już nie jedź na kolejne rekolekcje”. Do jednej grupy ludzi miał słabość. Powiedział: “Choćbym padał, choćby mnie na wózku mieli dowieźć, to do księży na rekolekcje pojadę. Do księży muszę pojechać”. Do tych “Rycerzy Chrystusa” jak ich nazywał.
A potem jeszcze przybił swoje grzechy do krzyża spowiedzią z całego życia. W swoim mieszkaniu z innym księdzem i najbliższymi odprawił w mieszkaniu ostatnią mszę świętą. Przyjął odpust zupełny. I jak nie wierzyć w tę prawdę, że Pan Bóg zabiera człowieka z tego świata w najlepszym jego stanie duszy.
“I skłoniwszy głowę oddał ducha” Dlaczego teraz? Odchodzi przy prawie pustym kościele. Gdy św. Jan Paweł II umierał, znakiem jedności były miliony na ulicach. Dzisiaj znakiem jedności i odpowiedzialności jest prawie pusty kościół i puste ulice. Jaka jest logika Boża? Wszyscy klęczymy i przemadlamy jak Maryja.
Kiedy w ostatnią niedzielę czytaliśmy ewangelię o uzdrowieniu niewidomego, faryzeusze pytali “Dlaczego jest niewidomy, czy on zgrzeszył, czy jego rodzice?”. A Pan Jezus odpowiedział: “Ani on nie zgrzeszył, ani jego rodzice, ale żeby się objawiły sprawy Boże.” Właśnie. “Aby się objawiły sprawy Boże”. Nie wiemy jakie. Ale one się objawiają.
Ksiądz nigdy nie powinien zasłaniać Pana Boga, ale prawdą jest to, że w dobrym księdzu łatwiej ukochać Pana Boga, przez dobrego księdza łatwiej w Boga uwierzyć. Ksiądz nigdy nie idzie do nieba sam. Idzie z tymi, których Bóg stawiał na jego drodze. Ufamy, że sporą rzeszą jest i będzie otoczony ksiądz Piotr w drodze do nieba.
Najmilsi, z zakończenia testamentu duchowego:
“Niech Bóg będzie uwielbiony za niepojętą dobroć, jaką przez całe życie mi okazywał. Niech zlituje się nade mną za moje wielkie przewinienia, którymi Go zasmucałem.
Ksiądz Piotr Pawlukiewicz.”
– Niech Bóg będzie uwielbiony za księdza Piotra! – wołamy dzisiaj i wołać będziemy.
I na koniec. W jednej z ostatnich refleksji swoich, kiedy gasłeś już w oczach, odniosłeś się do wojskowego porządku i mówiłeś, że nadchodzi czas, kiedy dowódca mówi “Koniec walki. Zdać broń, zdjąć mundur, oddać książeczkę wojskową i odmaszerować”. Odniosłeś to do służby kapłańskiej. Tak, Pan Bóg dzisiaj ci mówi: “Piotrze, odłóż Pismo Święte na półkę, zdejmij stułę, odsuń mikrofon i odmaszerować. Odmaszerować po wieczną nagrodę”. Amen.
ks. Bogusław Kowalski