Wielkopostne spotkanie z młodzieżą Politechniki Warszawskiej zatytułował ksiądz „Seks – sztuka czy rzemiosło?” Studenci ledwo pomieścili się w wielkiej auli.
Bardzo często, by wzbudzić zainteresowanie jakąś książką, filmem czy referatem temat formułowany jest tak, by maksymalnie widza czy słuchacza zaintrygować. Przyznaję, że skorzystałem z tej zasady. Ale w tym przypadku nie było to aż tak konieczne. Problematyka, którą zaproponowali studenci jest nieustannie na topie. Seks to temat bardzo nośny. Tyle że najwięcej mówi się o współżyciu, o jakichś technikach erotycznych. Tymczasem fizyczny wymiar miłości, ma wiele form wyrazu. Są to: uśmiech, gest, spojrzenie, słowo, i dopiero potem, już w małżeństwie, współżycie seksualne. Bóg dał człowiekowi zadanie rozwijania się w miłości, tym zaś co pozwala mu się rozwijać, jest ciało. Tylko za pomocą ciała można spełniać uczynki miłości. Problem pojawia się wtedy, kiedy ciało wymyka się spod kontroli i zaczyna służyć egoizmowi, a nie miłości.
Trudno zapomnieć o cielesności, gdy kultura masowa wciąż wynosi ją na piedestał.
Popęd seksualny, choć jest potężną siłą, nie jest u nas zautomatyzowany jak u zwierząt. Człowiek od tego ma rozum, by wiedzieć, że to on powinien sterować popędem, a nie popęd nim. Ludzie to jedyne istoty, które potrafią się same krzywdzić. Byśmy tego nie czynili, Bóg dał nam moralność. Przejawem moralności, ale przede wszystkim naszą barierą ochronną, jest wstyd. Także wstyd przed grzechem ratuje przed krzywdą. Niestety łamanie barier wstydu przynosi człowiekowi wiele szkód. Ile razy młodzi „kochając się” nasłuchują w panice, czy rodzice nie wracają z pracy! Nierzadko ta skaza, ten lęk pozostaje w jakiejś formie na całe życie. Dlatego nie lubię, kiedy młodzi nazywają seks przedmałżeński „kochaniem się”. Oni się nie kochają, oni się krzywdzą: krzywdzili się w poniedziałek, krzywdzili się na Mazurach, krzywdzili się na urodzinach koleżanki. Trzeba to nazywac po imieniu. Jeżeli chcesz otworzyć serce, ciało, życie – zrób to w ramach małżeństwa. Nie przeczę, i w małżeństwie nieraz doznasz krzywdy, ale przysięga składana wobec Boga i Kościoła zobowiązuje!
Ktoś mógłby powiedzieć: żyjemy w XXI wieku, o jakim wstydzie ksiądz mówi? Po tylu przełamanych tabu za późno na wstyd!
Proszę zobaczyć, co spowodowało przełamywanie wstydu za szybko, dla zysku, na siłę. Dzieci rodzą dzieci – i jedne, i drugie mają potem zrujnowane życie, nie tylko dzieciństwo. „Gwiazdorzy” Big Brotherów i im podobnych, którzy „kochali się” na oczach tysięcy widzów, biegają do psychoterapeutów. Jak patrzę na ślubne fotografie, na których panna młoda zadziera suknię, pokazując swoja bieliznę, przecieram oczy ze zdumienia. Jeszcze 50 lat temu, jakby ktoś zapytał męża, co tam jego żonka ma pod sukienką, dostałby w twarz. Dziś mąż sam – choćby przez fotografię – dzieli się z innymi najintymniejszymi częściami ciała swojej ślubnej. A potem nierzadko ma pretensję, że zona go zdradza. Powiem w skrócie: wstyd umożliwia przeżycie sacrum w miłości i to w fizycznym jej wymiarze. Wyzbywając się wstydu, wiele sobie odbieramy.
Czy należy się wstydzić popędu seksualnego?
Przybiega do mnie kiedyś chłopak i mówi: proszę księdza, jak widzę wystrzałową kobietę, to się podniecam. To dziekuj Bogu – odpowiadam mu – bo jesteś zdrowy. Ale pamiętajmy, że jak iskra w kominku pozwala płonąć płomieniowi i daje przyjemne ciepło, tak iskra poza kominkiem potrafi narobić szkody. Iskrą w kominku jest seks małżeński. Iskra poza kominkiem to seks pozamałżeński.
Czyli także przedmałżeński…
Tak! Wiele osób traktuje ślub jako formalność. Mówią: i tak się pobierzemy, więc co to za różnica, czy będziemy współżyć przed ślubem, czy dopiero po. Parze, która wygłosiła przede mną taki pogląd przy okazji ustanawiania daty ślubu, odpowiedziałem: termin, który wyznaczyliście, jest bardzo dobry, mnie co prawda nie będzie, ale to nic, ślubu udzieli wam kościelny. Zdębieli. Ale nic się nie bójcie, on jest w neokatechumenacie, pięknie się wysławia, będzie ładnie ubrany w ornat – nikt się nie pozna. Pozory będą zachowane. Ale my chcemy, żeby ślubu udzielił nam ksiądz! Dobrze, powiedziałem, chcesz księdza przy ołtarzu, to w łóżku chciej żony. Przyzwyczajaj się, że mieszkasz i sypiasz tylko z żoną. Wyobraź sobie, zwróciłem się do dziewczyny, że pewnego dnia twoja mama przychodzi i oznajmia, że ona teraz pomieszka sobie z panem Władkiem z czwartego piętra. Nie, nie, nie będą współżyć, tylko sobie pomieszkają. Absurd – odpowiedziała. Otóż to! Ślub to nie formalność, to coś głębszego.
Tu już dotykamy problemu życia „na kocią łapę”. Młodzi tłumaczą to chęcią sprawdzenia się, wypróbowania i ewentualnie spasowania, zanim klamka zapadnie.
I tłumaczą, że oni tylko mieszkają, ale nie współżyją. Już widzę, jak leżą razem w łóżku i powstrzymują się przed tym do czego prą ich ciała.: Ona całą noc recytuje „Aniele, Boże, Stróżu mój…”, a on pazurami drapie po ścianie i mówi sobie: „nie, nie!”. Przecież organizm działa. Jeśli są normalni, to odczuwają potrzebę bliskości, także tej największej. Po co wystawiać się na taką pokusę? Pytam raz dziewczynę, która zarzekała się, że mieszka z chłopakiem, ale on nawet jej nie dotknął: A skąd ty wiesz, co on robi w waszym łóżku, jak ty już wyjdziesz na uczelnię? Przy tobie rozpala sie cała noc. Wierzysz, że potem jest czysty w myślach i uczynkach? Kościołowi chodzi o to, by ludzie kochali się i byli dla siebie pociągający przez całe życie: żadna sztuka kochać się na plaży przy zachodzie słońca, gdy ma sie 20 lat. Sztuką jest kochać się na emeryturze. Miłość zachowamy tak długo, jak długo ona będzie dla nas sacrum.
Na jednym z rysunków Mrożka synek pyta: Tatusiu, co to jest proza życia? Tatuś odpowiada: Mamusia, synku, mamusia. Co zrobić, by tej prozy uniknąć?
Małżeństwo to nie jest zapatrzenie w siebie. To patrzenie w tym samym kierunku, do wspólnego celu. Jeśli tym celem będzie Bóg, to nawet gdy małżeństwo zmierza w złą stronę, On będzie hamulcem, za który będzie można pociągnąć. Pamiętajmy, że gdy dzieje się źle, to znaczy, że Pan Bóg miesza. Po co mieszamy w zupie? Żeby zobaczyć, co jest na dnie. Bóg chce nam w ten sposób pokazać, co leży na dnie nieporozumienia, i jeśli tylko będziemy Go słuchać, wyjdziemy z tego obronną ręką. Poza tym – tu apel do panów – rozmawiajcie z żonami, jeśli nie chcecie, żeby wyręczyła was teściowa albo co gorsze listonosz. I jeszcze jedno: bądźcie dla siebie tajemnicą. Wtedy będziecie mieli pragnienie ciągłego zgłębiania siebie i wciąż będziecie sobą nienasyceni. I mimo dojrzałości, będziecie się kochać, jak za pierwszych dni. Pracowałem kiedyś z niemłodym już człowiekiem, który w niektóre dni tygodnia podchodził do okna i z uśmiechem na ustach kiwał dłonią przechodzącej po drugiej stronie ulicy pani. To była jego żona. Na moje pytanie o ten miły obyczaj, odpowiedział że to jest ich tajemnica, bo dobrze jest mieć z żoną taką tajemnicę. Także w wieku dojrzałym.
Kiedyś zapytałem o to kolegę. Kiedy dojrzałeś: po maturze? Uuu, po maturze to się dopiero zabawa zaczęła, odpowiedział. Ciągnę dalej: po ślubie? Po ślubie to była zabawa w życie we dwoje! To kiedy? Ano wtedy, kiedy na Inflanckiej w szpitalu położniczym pielęgniarka położyła mi na rękach czterokilogramowe nowe życie. I do tego to wszystko ma prowadzić.
Brak informacji kiedy i gdzie ukazał się powyższy wywiad. Być może było to w Tygodniku Idziemy, przed 2010 rokiem.
Jeśli wiesz więcej na temat źródła, będę wdzięczna za informację w komentarzu albo na kontakt.dopokiwalczysz@gmail.com.
2 komentarze
tb2m4l
Bóg zapłać za trud napisania tego kazania tutaj, dla mnie to wielka pomoc w dotarciu do nastolatków w tym delikatnym i niełatwym temacie.