Komentarz ks. Piotra do czytań na XXX niedzielę zwykłą
(Wj 22, 20-26); (Ps 18 (17), 2-3a. 3b-4. 47 i 51ab); (1 Tes 1, 5c-10); Aklamacja (J 14, 23); (Mt 22, 34-40).
WSTĘP DO MSZY ŚW.
Kochani, dzisiaj w kościołach, nie we wszystkich – w tych, w których data konsekracji jest nieznana – obchodzona jest uroczystość poświęcenia tego kościoła. Dziękujemy Panu Bogu za świątynię św. Anny – my, którzy się tu gromadzimy. Chyba zgodzicie się, że dla wielu z was trudno by sobie było wyobrazić życie i życie religijne bez tego kościoła: umawiamy się przed św. Anną, idziemy do św. Anny, brałem ślub ,,u Anny”, na pielgrzymkę idę ze ,,Świętą Anną”. Ten kościół tak wszedł w życie wielu z nas. Oczywiście mury nie są najważniejsze – najważniejsze są serca – ale, tak jak teraz, jest was wiele osób w kościele i stoimy. Nasz tłum jest ukształtowany, tak jak ściany świątyni pozwalają. Stoicie w kształcie świątyni. Oby tak kształtowały się wasze i nasze dusze pod wpływem Słowa Bożego, które tu słuchamy. Sakramentów, które przyjmujemy. Dziękujemy Bogu za tych wszystkich, którzy ten kościół zaprojektowali, zbudowali, dali pieniądze na budowę, na odnawianie, na organy. Dziękujemy siostrom, które o ten kościół dbają o czystość, o ułożenie kwiatów, wam wszystkim. To za wasze pieniądze są te kwiaty, te ornaty, te księgi. To wszystko jest dzięki waszej hojności i dziękujemy przede wszystkim Bogu, że nas tutaj, w tej świątyni, ożywia.
KAZANIE
Jak to wam, Kochani, często mówię, parafrazując to polskie powiedzenie, że diabeł leży w szczegółach, może to tak nieładnie wprost przenosić, ale często Bóg leży w szczegółach właśnie, kiedy się czyta Biblię. Uczulam was zawsze na te przecinki, na te cudzysłowy, na te krobki, bo tam często jakoś jest istota problemu, z którym sobie nie możemy dać rady. Nieraz czytamy te wielkie słowa: Bóg, miłość, i wiemy, jak ciągle nam nie może to wejść do serca. Nie możemy jakoś przeniknąć swojego życia tymi treściami, dlatego że nie zauważyliśmy tam jednego przecinka, jednej kropki, jednego spójnika.
Zanim dojdę do dzisiejszych czytań, odwołam się do tekstu biblijnego znanego wam: ,,Pan jest moim pasterzem”. Proszę zwrócić uwagę jakie tu wielkie słowa: Pan, Pan jest, Pan jest pasterzem. No i ktoś przeczyta, czy ja, gdybym zapytał was, czy zgadzacie się z tym, że Pan jest pasterzem? ,,Ależ oczywiście, Pan jest pasterzem”, ale szkopuł leży w czwartym słowie tego zdania – moim, bo wielu ludzi mówi: ,,Pan, jasne Pan, jest, oczywiście jest pasterzem, no jasne – jest pasterzem – ale nie moim. Ja to chodzę, jak ta owca zabłąkana od przystanku do przystanku, od wystawy do wystawy, z kuchni do pokoju. Bóg się mną nie zajmuje. On mnie nie głaszczę. On mnie nie bierze na ramiona. Chodzę i żebrzę, żeby mnie ktoś przytulił, żeby mnie ktoś pogłaskał, żeby ktoś na mnie spojrzał. Pan nie jest moim pasterzem. Pan jest pasterzem tamtego, jak on tam? Benedykt XVI – to na pewno się Pan nim opiekuje, siostry zakonne pobożne na pewno w kościele, ale nie mną. Nie moim pasterzem”. Proszę zwrócić uwagę, jak zasadnicze jest słowo mój.
Kochani, może któraś z was, drogie panny, jest teraz z chłopakiem w kościele, no i tu jest dużo chłopaków, i wszyscy mają głowy i ręce mają, i ten mój też ma taką samą głowę jak tamten, i ma ręce tak, i kurtkę – o – tamten ma taką samą kurtkę jak mój chłopak, ale mój chłopak to jest mój – i on jest inny z całego kościoła św. Anny, mój mąż. Dużo mężów znam na świecie. Oni są identyczni, podobni. Tak samo rano wstają, chodzą po kuchni, ale mój to tak chodzi trochę tak jakoś inaczej. Mój. Proszę Państwa, idziemy nieraz ulicą na targu, jesteśmy gdzieś dużo starszych pań: ,,O Boże! Moja mama. Mamusiu, co tu robisz?”. Tyle starszych pań, ale to jest moja. I teraz jest pytanie: czy Bóg, Jezus, to jest Twój Jezus? Po czym to, Kochani, poznać, że ktoś jest mój? Ten, kto jest mój – mój chłopak, mój brat, moja mama – oni znają mnie dobrze. Razem mieszkaliśmy. Mój chłopak mnie zna, chodzę z nim trzy lata już. Widział mnie w różnych sytuacjach, prawda. Ktoś mnie zna i to zna takie rzeczy, które są dla mnie ważne. To, co mówiłem, tak boleśnie wielu młodych ludzi przeżywa to, że np. rodzice nie interesują się zupełnie hobby swojego syna:
– Mamo, mamo! Mam nowe nagrania, tam, Metalliki.
– A daj mi spokój z tym wyciem. Co ty tu…
– Mamo, mamo! Zobacz, Feyenoord wygrywa.
– A weź ty, wyłącz ty. Latają po tym boisku bez sensu, głupio.
A my byśmy tak chcieli, żeby się ktoś zainteresował się mną. Kiedyś przyszła do mnie pewna siostra zakonna i zobaczyła, że mam dość dużo płyt na półce i mówi: ,,O, Ksiądz słucha dużo muzyki. A jakiej Ksiądz muzyki słucha?”. Ja mówię: ,,Hy, Siostro chyba innej niż Siostra”. –,,Ale niech Ksiądz puści”. No to ja trochę, chcąc się popisać, jakiś tam jazz rock puściłem i widziałem, jak ona i tak już po trzydziestu sekundach zaoszczędzić jej tego cierpienia i wyłączyć tę muzykę, a ona mówi: ,,Nie, proszę Księdza, posłucham” i ona naprawdę, widziałem, jak chce się wsłuchać w moją muzykę. I kiedy wyłączyłem po dwóch minutach jakąś tam solówkę McLaughlina, mówi: ,,No wie Ksiądz, musiałabym się z tym osłuchać bardziej”, ale mnie to zaskoczyło, że ona chciała mnie poznać, i chciała też poznać moją muzykę z całym szacunkiem, chociaż widziałem, że jesteśmy z zupełnie różnych światów muzycznych.
Otóż wiesz jaki jest Jezus? Że jak Jezus przyjdzie do Ciebie to będzie chciał poznać twoje hobby:
– Panie Jezu, Ciebie to naprawdę interesuje – te moje książki, to takie proporczyki zbieram, takie to głupie, ale tam sobie kolekcjonuję takie, interesuję mnie jakiś tam region Polski czy jakaś dziedzina sportu. Panie Jezu, Ciebie to naprawdę interesuje?
– Tak, Ty jesteś mój – moja owca. Mnie wszystko interesuje, co Ciebie interesuje.
My się tak często wstydzimy powiedzieć, co nas interesuje. Czy tu sobie jakąś zabawkę znalazłem, że tu mam jakiegoś misia takiego z dzieciństwa mi został i nieraz mu pstryka dam w nos, jak mam zły humor.
– To jest ciekawe.
– Naprawdę? To ciekawe? Nie uważasz, że to jest głupie?
– Nie. To jest ciekawe.
Jeszcze jest jedna sprawa, że ci, nasi – ten mój – mój ojciec, mój wujek, oni mnie znają od dzieciństwa. Z wujkiem, żeśmy kiedyś na łyżwach się ścigali. Z dziadkiem kiedyś śnieżkami się rzucałem. Byłem taki niepoważny i mały. Zawsze, jak nawet spotkamy jakiegoś wujka po trzydziestu latach, to od razu jest inna relacja. Wujek:
– Ooo, jakżeś wyrosła. Pamiętam, jak Cię na rękach nosiłem. Kiedyś żeś mi się zsikała.
– Wujku, to nie ja. To niemożliwe, ja, ja nie sikam tak.
– Aniu, tak. Cyrk, bo żeś mi garnitur zasikała na weselu.
I od razu czujemy, że z tym wujkiem tą bliskość takich fizjologicznych relacji, ale to jest mój wujek i żaden inny facet na świecie. Mogę poznać jeszcze stu facetów, którzy nigdy mi nie powiedzą: ,,Aniu, zsikałaś mi się na garnitur”, chyba że by się zdarzyło jakoś, nie wiem. Przepraszam, ale czujecie – mój wujek, moja restauracja ulubiona: ,,O chodź, zaprowadzę Cię do [restauracji, przyp. red.]. Mój stolik. Tutaj zawsze to jest. O, ile ja tu rozmów przeprowadziłem”.
Czy Jezus jest Twój? Mój Jezus. On mnie zna. Pamiętam Pierwszą Komunię, ryczałem wtedy. Pierwszą spowiedź. Pamiętam obrazek Pana Jezusa. Pamiętam książeczkę do nabożeństwa swoją. Czy Jezus jest mój? Czy ja tu tylko stoję, tak jak w tłumie? Bo, my mówimy mój prezydent (różnie się ludzie identyfikują z panem Kaczyńskim), moje miasto coś, ale to jest takie moje. To nie jest takie moje, mój kubek do kawy. Czy Jezus jest mój? Dlatego to mówię, że dziś jest napisane: ,,Będziesz miłował Pana Boga swego” – o, i na końcu jest “swego” – jak chcesz umiłować Pana Boga: transcendentnego, absolutnego, opiekuna Kościoła. Tego, który rządzi porządkiem całego wszechświata, to go nie umiłujesz. Za wielki, twoje serce takie no. Ale jak będziesz chciał umiłować Pana Boga swego – tego, co cię ratował wtedy, co miałeś takiego doła. Pamiętasz, po sylwestrze kiedyś żeś tam popił, pokłóciłeś się z dziewczyną. Przyszedłeś do kościoła, Bóg cię ratował. To jest ten twój Bóg – swój Bóg. On pamięta wszystkie twoje historie, jak mówi Biblia, włosy na głowie ma policzone. Będziesz miłował Pana Boga swego całym SWOIM sercem – swoim sercem. Tą tajemnicą swojego serca będziesz miłował, swoim umysłem – swojego Boga swoim umysłem. Zobaczcie, jak Pismo Święte sugeruje relację bardzo osobistą i głęboką. To nie jest to, że my przychodzimy do Pana Boga, jak na audiencję – do Pana Boga, jak na oficjalną audiencję – czy na jakąś uroczystość, na akademię przychodzimy, czy na defiladę. Tu przychodzimy. Jest troszeczkę oficjalnie. Jesteśmy, od strony zewnętrznej, ludźmi sobie może obcymi, ale przynieśliście tu w sercach swoje najtkliwsze kłopoty i Bóg w te najtkliwsze kłopoty chce wejść i, nie daj Boże, gdyby ktoś czuł się tutaj, jak na akademii a nie u siebie w domu, właśnie w świątyni św. Anny.
Przypomnę ten przykład. On już jest bardzo oklepany i w kazaniach księży już chodzi od lat – o tych ludziach, którzy w mieście swoim jakieś tam mieli święto swoje miejskie i umówili się, że postawią na rynku ogromny kocioł. Każdy przyniesie butelkę wina, wleją butelkę wina do tego kotła, a potem już wspólnie taką zrzutkę zrobią taką ogólnomiejską, będą czerpali kubeczkami i pili wino. Jeden facet pomyślał; ,,Szkoda mi trochę butelki wina. Naleję do butelki wody. Przyniosę i wleję butelkę wody, tam jedna butelka wody to nikt nie zobaczy”. Kiedy wlał butelkę wody, zaczerpnęli wszyscy toast, sama woda w tym kotle. Wszyscy tak przynieśli. Ktoś może sobie teraz stać w kościele i mówić sobie tak: ,,Jestem bardzo rozproszony. Z Jezusem nie rozmawiam tej Mszy Świętej. W ogóle teraz może księdza słucham, ale początek mszy to mi zupełnie uleciał, ale na pewno to tylko ja jeden taki jestem rozproszony. Ta kobita obok mnie to się chyba głęboko modli, bo ma taką mądrą minę. Ten facet tam to się chyba… Nie, tu się ludzie modlą. Ja tylko myślę ciągle o tym, że wczoraj mi się obcas odkleił i gdzie ja teraz znajdę takie buty”. Kochani, a jak każdy z nas tak myśli? A jak ja myślę o tym, że ten mikrofon jest ciszej nastawiony od tamtego? Bo jest… i Pan Bóg patrzy na tę św. Annę i mówi: ,,Dzieci moje, moje dzieciaki, dlaczego z Was nikt nie wielbi mnie swoim sercem? A bliźniego swego, jak siebie samego?” i tu jest kolejny szczegół. Będziesz miłował Boga, kiedy pokochasz bliźniego. Święty Jakub mówi: ,,Nie można kochać Boga bez miłowania bliźniego, ale kiedy pokochasz bliźniego? Jak pokochasz siebie samego”.
I w tych rozważaniach, przygotowaniu refleksji dla Was, pomogły mi ogromnie płyty z konferencjami księdza Krzysztofa Grzywocza – to nazwisko się już w naszej wspólnocie często pojawiło. Niestety nie gościliśmy go jeszcze w kościele św. Anny. Może dostąpimy tego zaszczytu. Jest księdzem – ojcem duchownym – seminarium w Opolu i nie tak dawno był w Krakowie. Takie rekolekcje prowadził, cykl konferencji o wartości człowieka, i ja teraz dużo z niego zaczerpnę, bo mam to w sercu i nie mogę od tych myśli uciec – tak do mnie trafiły. Mam nadzieję, że ksiądz Krzysztof mi to wybaczy. Ja go zareklamuję Państwu, jeśli gdziekolwiek spotkacie cokolwiek nagranego księdza Krzysztofa Grzywocza to słuchajcie. Nieprawdopodobnie piękny człowiek, głęboki a zarazem dowcipny i taką ma nieprawdopodobną lekkość przekazu, i on właśnie mówił po czym, jeszcze raz powiem, dlaczego do tego dochodzę, nie pokochasz bliźniego, jak nie pokochasz siebie. Będziesz miłował bliźniego, tak jak siebie. Siebie nie kochasz, bliźniego nie kochasz. Żona nie kocha siebie i nie kocha męża. Dalej zamknięta droga do miłości Boga. Będziesz Boga kochał, tak jak kochasz siebie. I tutaj niektórzy ludzie mają zatkane już te wszystkie kanały przelotowe, bo nie kochają siebie, i ksiądz Krzysztof właśnie wskazywał, w tych swoich konferencjach, że nawet można to zobaczyć po fizycznej stronie człowieka, jak ktoś nie kocha siebie. Ja to często wam mówię o tym pochyleniu, co ludzie przychodzą do mnie, siadają na krawędzi wersalki czy krawędzi krzesła i są pochyleni. On [ks. Krzysztof, przyp. red.] mówi, że jak ktoś ma punkt ciężkości nie przy ziemi – nie chodzi przy ziemi, nie chodzi w realu, tylko ma jakiś wyimaginowany, czyli wysoko nad ziemią to się łatwo przewrócić. Tacy ludzie są chwiejni. Ten, co ma punkt ciężkości nisko, mocno stoi na ziemi, a jeśli ktoś chodzi i boi się, że się przewróci, niepewnie się czuje, chodzi jakoś tak dziwnie, proszę mi wierzyć, po chodzie człowieka, nie chcę powiedzieć, że to tak od razu, ale można trochę wyczuć, że coś jest nie tak, że coś są jakieś problemy. Mówią niepewnie i cicho, to, co kiedyś Państwu mówiłem, przedstawianie się – jak się Pan nazywa? (niewyraźna wymowa imienia) Boję się swojego imienia. Najlepiej powiedzieć i zwiać. Powiedzieć i zwiać.
Ksiądz Krzysztof powiedział ciekawą rzecz: ludzie o niskim poczuciu wartości (bo proszę pamiętać, wartość każdy z nas ma wielką, ale poczucie wartości może być bardzo niskie – to są dwie różne rzeczy) ludzie o niskim poczuciu wartości będą bardzo się interesować seksem i erotyką. I tutaj mamy po części rozwiązanie zagadki, dlaczego dzisiaj świat jest tak rozerotyzowany. Jeśli ktoś ma słabe poczucie wartości będzie biegł w: pornografię, masturbację, żeby szukać pseudowartości – pseudo władzy nad tymi paniami z ekranu, pseudo doznania miłości przez drażnienie swojego ciała. Czy kwestia patrzenia w oczy. Państwo, przypomnijcie sobie rozmowy – z mężem, z żoną, z siostrą – czy patrzycie się w oczy? To jest oznaka, jeśli ktoś ma poczucie [wartości, przyp. red.], dlatego że my wiemy, że przez oczy dużo widać w człowieku. Jeśli czujemy, że w środku jest pusto to my będziemy uciekać z tymi oczami, bo jeszcze zajrzy mi w oczy, jeszcze zorientuje się jakie mam fatalne mniemanie o sobie. Czerwienienie się. Ksiądz Krzysztof to ładnie zinterpretował. Co znaczy oznaka światło czerwone na przejściu? Stop, nie wolno iść. Jeśli ja przyjdę do niedowartościowanej dziewczyny i powiem: ,,Jesteś śliczna”, to ona mi nagle zapali czerwone światło na twarzy: ,,Stop. Niech ksiądz w to nie wchodzi. Jestem beznadziejna”, czerwone światło pulsuje, ,,proszę nie wchodzić we mnie z takimi tematami, ja się wstydzę, ja się krępuję tego”. No i oczywiście ludzie niedowartościowani widzą drobiazgi: ,,Pieprzyk mi tu wyskoczył. Chyba popełnię samobójstwo”, ,,Trzydzieści siedem deko przytyłam przez święta, dramat”, ,,Pół zmarszczki miałam: trzy siedem milimetra, mam trzy osiem milimetra, dramat”. Mąż mówi: ,,Uspokój się Kochanie, tego nie widać” [ona, przyp. red.] – ,,Bo ty ślepy jesteś. Przecież jak ja wyglądam z tą zmarszczką”.
I kwestia ubierania się. Ja to zawsze ostrożnie mówię, nie znam tych wszystkich tajników ubierania się – zwłaszcza pań, bo tu u pań widać – ale proszę mi wierzyć, co roku tak prowadzę jedne rekolekcje do studentów w różnych ośrodkach w Polsce. To jest reguła. Przecież ci studenci czy te studentki się nie umawiają. Proszę mi wierzyć, że ponad połowa dziewcząt często przychodzi na te nauki, nauki są w dzień powszedni wieczorem, ja wiem, że to nie jest żadne święto, ale przychodzi w naszych spodniach amerykańskich pastuchów, czyli w dżinsach. Ja nieraz mówię, czy to się jakiś klub zrobił w kościele, dziewczyny założyły klub miłośników dżinsów. Ja wiem, że jak się chodzi cały dzień po uczelni, czy jest zima, przez to błoto, przez te chodniki to tam nie ma co się w jakieś sukienki stroić, ale ja nieraz patrzę: pierwszy rząd cały na niebiesko, drugi… Ja mówię, strój służbowy kościelnych dziewcząt. Jakieś mundurki mają? A nieraz, przepraszam, i w dżinsach można wyglądać bardzo elegancko, nawiasem mówiąc, ale czy to nie wychodzi – ,,i tak ze mnie nic nie będzie, nie ma się co stroić, nie ma się co wysilać, jakby stracha na wróble ubrać w kieckę, nie ma się co wysilać” – a to jest poczucie, drodzy Państwo, to jest poczucie.
Dlatego i od razu mówię, recepta. Ksiądz Krzysztof mówi: ,,My jesteśmy królami”. Drodzy Państwo, my mamy żyć nie tak jakoś wartościowo, jak królowie, dlatego wam mówię: królewna chrześcijanka z Warszawy zakłada skromną, ładną spódnicę, przypina sobie ładną jakąś tam kolię czy zakłada korale, idzie do królewskiego Pałacu Saskiego, czyta królewskie wiersze Mickiewicza, no może tylko służby nie wzywa i ,,ja spędziłam niedzielę, jak królewna – spacerowałam, jak Izabela Łęcka po Łazienkach, wprawdzie Wokulski nie przyjechał, ale jego strata, a ja byłam królewną”.
– Dla kogo ty się tak ubierasz?
– Jak to dla kogo? Dla siebie. Jestem królewna.
A powtarzam, dramat polega na tym, Państwa nie, ale wielu ludzi całą niedzielę piżamka i dresik, całą niedzielę piżamka i dresik – luzik. Luzik owszem jest, to prawda, ale poczucie godności można stracić. Zakisić się i zamarynować w tej piżamie. I od strony psychicznej żadnych odkryć – stagnacja i lenistwo: po co będę robił, jak i tak nic z tego nie wyjdzie. Smutek. Depresja. Trud podejmowania wyborów, kupna. Trzy i pół godziny w Arkadii, które buty kupić, bo jak kupię złe to dramat. Znowu dałem plamę, a ja nie mogę dać plamy. To już tysiąc osiemset czternasta plama w tym tygodniu. Muszę kupić. Nie mogę się pomylić. Trud podejmowania decyzji. Kłopoty mówienia “nie”.
Pamiętajcie, drodzy Bracia i Siostry, ktoś kto jest miły, bo ludzie często o niskim poczuciu wartości są mili: dla wszystkich będę miły, żeby mnie wszyscy lubili. Kochani, jak chcesz, żeby cię wszyscy lubili to cię nikt nie będzie szanował. Ktoś, kto chce mieć przyjaciół musi się liczyć z tym, że będzie miał wrogów, bo jeśli chcesz mieć przyjaciół i być przyjacielem, musisz być mocną osobowością – zdecydowaną i określoną, a jeśli taką będziesz, będziesz miał wrogów. Będziesz miał wrogów. Pamiętajcie, mówić “nie”. Co jest strzeżone? Rzeczy cenne są strzeżone. Na pewno w tej chwili w Banku Narodowym są strażnicy, bo tam jest skarbiec. Na pewno w muzeum są strażnicy, są systemy alarmowe, bo jest skarbiec. Na wysypisku śmieci koło Babic na pewno nie ma strażników ani systemów obronnych, bo śmieci się nie strzeże. Jeśli jesteś wartościowy, to się będziesz strzegł i nie pozwolisz, żeby ktoś wszedł w ciebie. Co to znaczy “wchodzić w ciebie”? To, proszę Państwa, dotyczy np. nas księży, że człowiek mówi kazanie i tak stara się, żeby było ładnie, a tam się ktoś krzywił, i ja, jeśli się nie strzegę, i pozwolę temu człowiekowi tym skrzywieniem wejść we mnie to się załamię: wszystkim się u św. Anny nie podobała, ale tamtemu panu się nie podobało, a ja chciałem, żeby się wszystkim spodobało. Jeśli się komuś z Państwa nie podoba, to może robić miny. Ja go nie wpuszczę do siebie, zapraszam do zakrystii na rozmowę w tygodniu, ale ja go tu dzisiaj nie wpuszczę, a my często jesteśmy tak: cały sylwester był dobry, ale jedna dziewczyna się krzywo na mnie patrzyła. A po coś ją wpuszczała w siebie? Ty jesteś skarbem. Stop dziewczyno. Nie podoba ci się coś, możemy się spotkać i możemy pogadać, ale ja cię w siebie nie wpuszczę. Zapalę ci właśnie czerwone światło.
No i oczywiście te stare historie “gdzie indziej było by lepiej”. Każda próba krytyki takiego człowieka wali mu cały świat. Dobiera sobie ludzi często jeszcze o niższym poczuciu wartości, jak mówi ksiądz Krzysztof: ,,Znajdę takiego, co ma dwa zęby wybite to już on się na pewno gorzej ode mnie czuje. Wybiję mu trzeciego to już ze mną zostanie do końca życia. Nikt go nie zechce. Lubię znaleźć jeszcze większą ciamajdę niż ja jestem i przy niej pokazać swoją wielkość”. Zaniżają wartość ludzi. Często człowiek o niskim poczuciu wartości, Kochani, tak manipuluje relacją z drugim człowiekiem, żeby ją zerwać. Zerwać ze wskazaniem winy na drugiego, bo on się boi tej relacji, on nie chce tej relacji, bo w relacjach wychodzi kim jesteśmy, więc tutaj coś nie wyjdzie, tutaj coś: ,,Nie chcesz to mogę do ciebie nie dzwonić i się z tobą nie spotykać” – drugi mówi: ,,Nie chcę” – ,,No i go załatwiłem. Mam relację z głowy”. Jeszcze, Kochani, ten wstyd – ta taka podejrzliwość w przyjmowaniu wszelakiej życzliwości i prezentów, prawda. Mąż przychodzi, żonie kupuje kwiaty:
– To dla Ciebie kwiaty.
– Haha. Pewnie na mój grób już kupiłeś, tak? Pierwszy listopada się zbliża to już kupiłeś kwiaty.
– Kochanie, o czym ty mówisz? Zapraszam Cię dzisiaj na obiad do restauracji.
– Nie smakuje ci, jak gotuję, tak? Oczywiście, ci się nie podoba.
– Kochanie, ale mam dla Ciebie dobrą wiadomość. Jedziemy w zimę na narty w Alpy.
– Chcesz żebym nogi połamała? Oczywiście. Wygodnie by ci było, jakbym nogi połamała.
I nic nie idzie, proszę Państwa. Wszystko jest na “nie”. Każdy odruch dobra jest na “nie”. Ktoś się na tego człowieka patrzy: ,,Pewnie już coś widzi we mnie”. Oczywiście perfekcjonizm, oczywiście nadopiekuńczość.
I teraz najważniejsze rzeczy – rzeczy duchowe. Unika się Boga. Szybko Ojcze nasz. Szybko w kościele gdzieś stać w tłumie, coś tam złapać, wychwycić i uciec, bo Bóg mnie zna. On jedyny przenika mnie i zna do końca, i to jest bardzo niebezpieczne. Bóg jest bardzo niebezpieczny, bo On wszystko widzi. To z dzieciństwa się już bierze. Ja Państwu kiedyś mówiłem, jak chciałem sobie poprzeklinać to wchodziłem za szafę. Tam Bóg nie widział i za szafą mówiłem te różne słowa takie, co usłyszałem je na podwórku. Wielu ludzi do dzisiaj wchodzi za szafę. Mają takie różne szafy swoje – schrony, gdzie Bóg nie widzi, bo Bóg widzi i On pamięta. Bóg jest kolekcjonerem moich grzechów. Na Sądzie Ostatecznym powie: ,,Patrz, to Twoje grzechy z lat osiemdziesiątych – te na czerwono to sylwester, imieniny, koniec roku szkolnego, pamiętasz, co się wtedy działo. Przejdźmy do następnej sali, Twoje nowe grzechy”. Pamiętacie, co mówiłem, jak jeden biskup sprawdził, czy siostra zakonna miała widzenie prawdziwego Jezusa: ,,Niech Go Siostra zapyta, jakie miałem grzechy rok temu” – ona przychodzi i mówi: ,,Jezus powiedział, że nie pamięta”. Czyli to jest prawdziwy Jezus. Prawdziwy Jezus nie pamięta. Prawdziwy Jezus nie chodzi z liczydłem i nie zapisuje na twardym dysku: ,,Nie pamiętam. Jak już się wyspowiadałeś i obmyte krwią twoją, to już nie pamiętam”. I jeszcze jest taka jedna rzecz, że ludzie często niewartościowi w sferze religijnej chcą stworzyć ultra duchowość – hiper duchowość. Nie tam jeden spowiednik, trzech. Na wszelki wypadek trzech. Jak jeden zawiedzie, lecę do drugiego. Trzech ojców duchowych. Sześć grup religijnych. Książki religijne. Wszystko. Czterdzieści stopni pokory, czterdzieści stopni doskonałości. Ja wypracowuję drogę do Pana Boga, a ksiądz Krzysztof zauważa sensownie: to nie dziecko w kołysce mówi tatusiowi – ,,Tatuś, masz tutaj program spotkania się ze mną w życiu” – to ojciec wymyśla, jak dziecko wychować, jak je poprowadzić przez życie. To Bóg Ojciec ma dla nas plan. Nie musimy wymyślać szczegółowego planu, jak dotrzeć do Pana Boga tylko odczytać jego i się na niego zgodzić. To Bóg ma system. On wie jak. Kim jest człowiek, że o nim pamiętasz?
Kochani, ktoś powie: ,,Mówi ksiądz o tych ludziach o niskim poczuciu wartości, a co zrobić, żeby mieć poczucie wartości?” Przede wszystkim poczucie wartości rodzi się w relacji z drugim człowiekiem. Jeśli siedzisz zamurowany w swoim życiu sam i patrzysz w siebie, analizujesz siebie, będziesz widział tylko z roku na rok co raz większego potwora. Nie patrz się w lustro, bo zwariujesz. Przeglądaj się w twarzach ludzi. Ja się przeglądam w waszych twarzach, co niedzielę: uśmiech, zdziwienie, ktoś tam ziewnie, ktoś się spojrzy, ale wy jesteście moim lustrem. Chciałbym żebyście wy się przeglądali też w twarzy księdza. Co ja do was mówię? Pan z wami, wam powiedziałem. Niech wam odpuści Bóg grzechy, które wyznaliśmy. Jeszcze powiem: Pan z wami. W górę serca. Na końcu was pobłogosławię. Zaniosę wam ciało Jezusa. Powiem: oto ciało za ciebie wydane, Bracie.
Msza Święta jest jednym wielkim dowartościowaniem człowieka w relacji. Jak przyjdziesz sam do kościoła, oczywiście Jezus jest w tabernakulum, ale tych słów wszystkich nie usłyszysz, które słyszysz na Mszy Świętej. W relacji odnajdziesz, nie w głupiej relacji. Jeśli dziewczyna wierzy chłopakowi, którego poznała w sobotę, że w niedzielę mówi, że ją kocha, a w poniedziałek jest z nim w łóżku, to niech się nie dziwi, że w czwartek będzie miała poczucie tysiąc razy gorszej wartości niż miała tydzień temu. Nie wolno wchodzić w głupie relacje. Nie wolno wchodzić naiwnie w relacje. Szukać wymagających przyjaźni, ale tylko wtedy znajdziemy swoje dowartościowanie.
Ksiądz Krzysztof powiedział o zdaniu, może to i kiedyś cytowałem, które uważa za najmądrzejsze zdanie z wszystkich dzieł: teologicznych, psychologicznych, filozoficznych. Mianowicie, powiedział je von Balthasar, teolog wielki: ,,Ja, moje ja, może powstać tylko w miłującym mnie Ty”. Ponieważ my się oszukujemy często, właśnie chcę wiedzieć, wierzyć w to, że ten chłopak mnie kocha: dzieciuch straszny, rozrabiaka, cały czas myśli tylko o seksie, ale pewnie mnie kocha tylko to pewnie taka forma miłości. Jeśli ktoś chce w to wierzyć, to niech się nie dziwi, że jego “ja” się nie buduje, bo “ja” może powstać w miłującym mnie “ty”: w Bogu często, w matce, nawet w ojcu, który mnie w jakiś chory sposób, ale też miłuje. To też można odkryć i próbować oczyścić. Tylko w relacji.
Kochani, my nawzajem mówimy sobie o swojej wartości. Co wy sobie powiecie? Jedną rzecz sobie mówicie na Mszy Świętej. Tak jak wchodzicie do kościoła, to się nie odzywacie, chyba że coś szepniecie koledze, koleżance. Jedną rzecz sobie powiecie tu w kościele: ,,Pokój tobie”. Kiedy ja powiem: ,,Przekażcie sobie znak pokoju” – ,,Pokój tobie”. Ktoś powie: ,,Tak, ale, proszę Księdza, żeby ten chłopak, co mi podaje rękę wiedział kim ja jestem”. Wszyscy jesteśmy. I ja wam powiem kim my jesteśmy – jesteśmy grzesznikami. Możemy sobie dodać: pokój tobie grzeszniku, a pokój grzesznico tobie też. Jeśli komuś ulży – wszyscy jesteśmy grzeszni. Mamy kłopoty z czystością, z lenistwem, z gadulstwem, z najbliższymi, z modlitwą. Kto z nas nie ma kłopotów z myślami nieczystymi? Kto z nas nie ma kłopotów z modlitwą? Kto z nas nie ma kłopotów z plotkami? Kto? Pokój tobie, grzeszniku. Przekażcie sobie znak pokoju, grzesznicy. I tacy jesteśmy, ale Pan Bóg mówi: ,,Nie”. Podacie sobie ręce niektórzy, uśmiechniecie się do siebie. Tylko w relacji, dlatego kościół gromadzi. Niektórzy mówią: ,,Nie chodzę do kościoła. Po co mi ten tłum ludzi?” – po to, żeby ci ktoś powiedział: ,,Pokój tobie”. Po to jest ten tłum ludzi. Po to mi Pan Bóg dał długie łapy, żebym powiedział: ,,Pan z wami, Kochani”. Pan jest z wami – trzy razy to na Mszy Świętej mówię. Słuchajcie tego bardziej niż siebie. Dlaczego to nie wchodzi? No, do znudzenia to będę mówił, nie wchodzi to, bo to serce jest często wypełnione. Taki przykład przyszedł mi do głowy. Widzieliście nieraz, nawet za komuny to widzieliśmy, jak na zachodzie Europy, w Ameryce czy w Kanadzie, czy w Australii, wysadzają jakiś budynek, na miejscu którego chcą zbudować nowy, ale ten wysadzany w powietrze jest całkiem przyzwoity, przynajmniej, jak na nasze polskie standardy. Jakiś hotel w Australii wysadzają. Trzydzieści pięter. Jak myśmy to za komuny oglądali, my – skazani na Pałac Kultury – to mówiliśmy: ,,O rany, szkoda tego hotelu. Po co oni go wysadzają? Sprzedali by go nam, byśmy sobie postawili gdzieś tu w Warszawie. Byłby najpiękniejszym budynkiem w stolicy”. A oni go łup, wysadzili w powietrze. Duch Święty, jak przychodzi to wpierw przyprowadza saperów i mówi:
– Uważaj. Będę wysadzał w powietrze Twoje wnętrze.
– Panie Boże, ale to szkoda trochę. Tyle nad nim pracowałem – nad tą altanką, jak z działki te altanki: wanna stara, beczka z wodą deszczówką stoi. Szkoda tego. Tak żeśmy ze szwagrem przybijali listewki tak. Trochę krzywo nam wyszło, ale szkoda tej chałupki. – Pan Bóg mówi:
– Chcesz mieć willę? To muszę założyć ładunki i to wysadzić w powietrze.
Kochani, pomyślałem o tym i postaram się to zrobić, i wam dać. Po napisaniu modlitwy do Ducha Świętego, nawet wczoraj z Siostrami Loretankami rozmawiałem, że one to chętnie wydrukują na jakiś obrazkach, byśmy to rozprowadzili. Modlitwa do Ducha Świętego, żeby wszedł do mojego serca i powiedział mi: ,,Jesteś coś wart. Jesteś wiele wart”, bo powtórzę raz jeszcze, mówiłem to przed tygodniem, jak ci Duch tego Święty nie powie, to ci nikt nie powie. Jak ksiądz ci tego nie powie, chłopak ci tego nie powie, matka ci nie powie:
– Córeczko, no nie płacz tak. Jesteś naparwdę dzielną dziewczyną.
– A, co tam mama mówi.
To ci powiedzieć musi Duch Święty. Sam Duch Święty daje świadectwo naszemu duchowi, że jesteśmy dziećmi bożymi. Tylko Duch Święty od środka – od zewnątrz ci nic nie powie. Kupię ci prezenty, postawimy cię tu na środku, dziesięciu chłopaków cię pokocha, potem powiesz: ,,Udawali”. Duch Święty to może zrobić i właśnie marzy mi się i zrobię to. Modlitwa do Ducha Świętego. Wiem, jak się będzie zaczynać: Duchu Święty, daj mi odwagę, żebym odmówił tę modlitwę, a potem się zacznie. Chcesz? Odmawiaj. Wpuść go do serca, ale wtedy wszystkie twoje szmaty pójdą z dymem, którymi próbowałaś obwiązywać swoje rany, bo to tylko Duch Święty może nam pomóc. Jeszcze raz powtórzę, wartość zyskujemy przez wchodzenie w relacje. Pan Jezus wchodził w relacje z ludźmi. Pamiętacie Zacheusza, był mały i bogaty. Bardzo często mali ludzie są bogaci, bo jak jest mały to chce nadrobić wartości i robi kariery, i [Zacheusz, przyp. red] był nielubiany przez ludzi za to, że był mały i bogaty. Nikt go nie chciał wpuścić do swojego domu, na taras to musiał wskoczyć na drzewo. Skoczył na drzewo, przyszedł Jezus i mówi: ,,Zacheuszu” – po imieniu. W domach często nie mówimy po imieniu: ,,Babka, obiad już jest”. Jaka babka? Jeśli już babciu, to babciu Mario. Mąż do żony: ,,Pulchna, choć tutaj”. To jeszcze jest delikatna wersja świąteczna, niedzielna. Nie mówimy po imieniu: Marysiu, Mario, Januszku, Januszu, Piotrze. ,,Zacheuszu, zejdź z drzewa. Prędko zejdź”. Już jest relacja. Zacheusz jest zdziwiony, on do niego mówi: ,,Chcę przyjść do Ciebie do domu. Dzisiaj. Teraz”. Nie: Zacheuszu, leć posprzątać szybko. ,,Zacheuszu, chcę pójść teraz. Masz bałagan. Wejdziemy w bałagan. Ja chcę do Ciebie przyjść, a nie do twojego wysprzątanego domu. Chcę Cię odwiedzić”. Jezus wchodzi z tym człowiekiem w relacje i tym leczy jego kompleks niższości. Kochani, troszczmy się o to i żyjmy, w dobrym tego słowa znaczeniu, jak królowie. Szanujmy się i dopieszczajmy siebie, tak jak prosi nas o to Pan Bóg. Szanujmy siebie nawzajem. Wchodźmy w relacje. Dawajmy relacje wartości innym. My się tak często boimy, że jak inny zostanie dowartościowany, to ja zostanę na dole. Żeby nieraz wejść na szczyt, trzeba kogoś popchnąć do góry, ufając, że on też mnie popchnie. Jakby się tak alpiniści tak u podnóża Mount Everest walili po łapach:
– Nie pójdziesz do góry.
– Ty też nie pójdziesz do góry.
– Będziesz tu siedział na dole. Ja cię nie puszczę, bo mi wleziesz beze mnie.
To by nikt nie wszedł na ten szczyt. Ktoś kiedyś powiedział: ,,Idź pierwszy, a potem mnie pociągnij”, i Mount Everest został zdobyty. Ktoś kiedyś powiedział: ,,Idź pierwszy”. Może żona powinna powiedzieć do męża: ,,Idź pierwszy”. Chłopak do dziewczyny: ,,Idź pierwsza. Ja Cię dowartościowuję. Zobaczę, co z tym zrobisz. Jeśli mnie odepchniesz, ja nie stracę godności”, bo nikt, kto miłuje naprawdę poniżony nie będzie.
Kiedy Bóg nas stworzył, powiedział: ,,Wszystko jest dobre. To stworzyłem jest dobre” i Bóg to cały czas mówi, patrząc na nas. To jest wszystko dobre. Nieraz pogubione, nieraz trzeba ratować, ale jest dobre.
Mając tę świadomość i ośmieleni tym, że jesteśmy ciągle przez Boga wywyższani i podnoszeni, przedstawmy mu teraz nasze prośby i błagania:
- Pomódlmy się za wszystkich chrześcijan, aby stać ich było na odważną modlitwę do Ducha Świętego, by Duch Chrystusa przekonał ich ducha, jak wielką są wartością w oczach Stwórcy.
- Za wszystkich, którzy budowali, wystrajali, odbudowywali, remontowali kościół św. Anny, za wszystkich, którzy go utrzymują, za wszystkich, którzy się tutaj modlą. Niech Pan obdarzy ich wszelkim błogosławieństwem. Zmarłym da życie wieczne.
- Pomódlmy się za tych ludzi, którzy są w wielkiej depresji, takiej już klinicznej depresji. Ludzi, którzy uważają się naprawdę za ostatnich, za zupełnie beznadziejnych, by nigdy nie zgasł im promień tej drogi możliwej, która ich doprowadzi do Boga, który im właśnie powie: ,,Jesteś dla mnie ważny”.
- Pomódlmy się za wszystkich przygotowujących się do zawarcia sakramentu małżeństwa. Niech swój związek oprą na skale Ewangelii.
- Pomódlmy się za wszystkich, którzy pomogli Panu Pawłowi. Niech Bóg wynagrodzi hojność ich serc.
- I za nas tutaj zgromadzonych, abyśmy odkrywali swoje piękno w relacjach z ludźmi, odkrywali swoje piękno w relacjach z Chrystusem.
Panie Jezu Chryste, niech Duch Twój powie naszemu o tym, że jesteśmy umiłowanymi dziećmi Twojego Ojca, który żyjesz i królujesz na wieki wieków. Amen.
Ks. Piotr Pawlukiewicz
Kazanie z 26 października 2008, kościół św. Anny w Warszawie
Spisała: Adrianna Paradowska